‹ Syndrom wypalenia szkolnego u nastolatków – cichy kryzys, o którym musimy zacząć mówić głośno

Jeszcze niedawno pojęcie „wypalenie” kojarzyliśmy głównie z przepracowanymi dorosłymi – korporacjami, deadline’ami, mailami o północy. Dziś jednak coraz częściej pada w zupełnie innym kontekście: wypalenie dotyczy również nastolatków, a szczególnie tych najbardziej ambitnych i zaangażowanych. Mówimy o syndromie wypalenia szkolnego – zjawisku, które powinno nas niepokoić nie mniej niż depresja czy lęki wśród młodzieży.
Przeładowani od rana do wieczora
Codzienność wielu nastolatków to niekończący się maraton: lekcje w szkole, prace domowe, korepetycje, zajęcia dodatkowe, treningi, kursy językowe. Paradoksalnie – im większa troska rodziców o „rozwój” dziecka, tym większe ryzyko, że zamiast wspierać dobrostan psychiczny, dokładamy cegiełkę do jego kryzysu.
Wielu młodych ludzi nie ma ani chwili na odpoczynek, a tym bardziej – na nudę, która jest niezmiernie istotna dla rozwoju kreatywności i zdrowia psychicznego. Zamiast czasu na swobodne myślenie, marzenia, włóczenie się bez celu – każda minuta jest zaplanowana. Młody mózg nie ma kiedy się regenerować.
Przebodźcowanie – codzienność nastolatka
Na to wszystko nakłada się stałe bombardowanie bodźcami. Scrollowanie TikToka, Instagramu, YouTube’a. Z pozoru to relaks, ale tak naprawdę to ciągła stymulacja układu nerwowego. Mózg nie odpoczywa – wręcz przeciwnie, przetwarza tysiące informacji, emocji, porównań. Dla nastolatków – których układ nerwowy wciąż dojrzewa – to obciążenie porównywalne do pracy na kilku etatach.
Dodatkowo – media społecznościowe generują silne zaangażowanie emocjonalne. Nastolatki nie tylko „oglądają”, ale uczestniczą: przeżywają konflikty, oceny, lajki, komentarze. Porównują się, oceniają, czują presję. I robią to nie raz dziennie, ale setki razy w ciągu doby.
Jak wygląda wypalenie szkolne?
Objawy wypalenia u nastolatków często przypominają depresję – i czasem trudno je od siebie odróżnić. Najczęściej pojawiają się:
- przewlekłe zmęczenie (fizyczne i psychiczne),
- brak motywacji do nauki,
- spadek wyników pomimo wysiłku,
- drażliwość, wybuchy złości lub wycofanie,
- bóle głowy, brzucha, problemy ze snem,
- uczucie „odrętwienia” i niechęci do wszystkiego, co kiedyś cieszyło.
To nie jest lenistwo ani bunt. To efekt przeciążenia układu nerwowego – długotrwały stres i brak regeneracji powodują, że młody organizm dosłownie się wyłącza, by przetrwać.
Wypalenie to nie słabość – to sygnał alarmowy
W zdrowiu publicznym mówimy dziś coraz częściej o potrzebie ochrony zdrowia psychicznego dzieci i młodzieży – równie intensywnie, jak chronimy ich przed chorobami zakaźnymi czy otyłością. Wypalenie szkolne to zjawisko systemowe. Nie wystarczy powiedzieć dziecku „ogarnij się”. Potrzeba zmiany podejścia – rodziców, nauczycieli, całego systemu edukacji.
Co możemy zrobić?
1. Zadbajmy o higienę psychiczną
Tak jak dbamy o mycie zębów, powinniśmy dbać o odpoczynek psychiczny. Oznacza to realny czas bez obowiązków, ekranów, presji i ocen. Czas na nudę, kreatywność, spacer, bezproduktywne leżenie na łóżku.
2. Ograniczmy nadmiar zajęć dodatkowych
Nie każde dziecko musi chodzić na trzy języki obce i dwa instrumenty. Wybór jednej aktywności, którą naprawdę lubi, jest bardziej wartościowy niż zapchany grafik.
3. Zadbajmy o cyfrowy detoks
Warto wprowadzać zasady – np. brak telefonów w sypialni, wyznaczone godziny „offline”, dni bez scrollowania. I – co najważniesze – dorośli też powinni dawać przykład.
4. Rozmawiajmy – ale bez presji
Nie pytajmy tylko „jak tam w szkole?”. Zapytajmy: „jak się dziś czułeś?”, „czym się ostatnio przejmujesz?”, „czego masz dość?”. Pokażmy, że emocje są ważne i mają miejsce w naszym domu.
Podsumowanie
Wypalenie szkolne to nie wymysł. To rzeczywisty, udokumentowany problem zdrowotny dotykający coraz młodszych osób. Jako społeczeństwo nie możemy ignorować sygnałów, które wysyłają nam dzieci i młodzież. To nie one mają się „przystosować” do świata pełnego bodźców, presji i wymagań. To my – dorośli – musimy stworzyć świat, w którym można być młodym bez wypalania się na starcie w życia.
Tekst: Joanna Chatizow, specjalista zdrowia publicznego